- Lilka, wstawaj! – ze snu wyrwał mnie brutalnie
głos Dorcas. – Spóźnimy się na Eliksiry! – krzyknęła.
Jak na komendę zerwałam się z łóżka, pochwyciłam najbliższą
szatę i zniknęłam w łazience. Po upływie zaledwie pięciu minut byłam już gotowa.
- Zdążymy jeszcze na śniadanie? – zapytałam.
- Raczej nie Lily – powiedziała Dorcas i wyszła z
dormitorium.
Kochana Dorcas. Zawsze na mnie poczeka i mi
pomoże. Jak dobrze pójdzie, to uniknę kolejnego szlabanu. Zarzuciłam torbę na
ramię i pobiegłam na lekcję. Dotarłam tam akurat w momencie, gdy do sali
wchodziła ostatnia osoba. Przytrzymałam drzwi i wślizgnęłam się do
pomieszczenia. Zajęłam miejsce obok Sophie i wyciągnęłam wszystkie potrzebne
przedmioty.
- Witajcie kochani – powiedział profesor Slughorn.
– Dzisiaj będziemy przygotowywać Eliksir Euforii. Czy ktoś może mi powiedzieć
co on powoduje?
Moja ręka automatycznie wystrzeliła w górę.
- Panna Evans?
- Eliksir Euforii powoduje przypływ euforii. Może
uzależniać. Oprócz tego powoduje nadmierny chichot i chęć łapania ludzi za
nosy.
- Doskonale! Dziesięć punktów dla Gryffindoru –
powiedział wyraźnie zadowolony nauczyciel. – Na uwarzenie tego eliksiru macie
całą godzinę. Instrukcje znajdują się na tablicy. Zaczynajcie!
Spojrzałam na potrzebne składniki. Mięta,
pancerzyki chitynowe, sok z cytryny i figi abisyńskie. Łatwe. Wyciągnęłam
wszystko i zabrałam się do sporządzania eliksiru. Po upływie około czterdziestu
pięciu minut podniosłam rękę na znak, że skończyłam. Nie byłam jedyną osobą.
Severus Snape uśmiechał się triumfalnie znad swojego kociołka. Slughorn
skomentował to tylko zdaniem: „Znakomicie panie Snape” i podszedł do mnie.
- Idealnie! – wykrzyknął. – Gryffindor otrzymuje
piętnaście punktów.
Do końca lekcji po cichu pomagałam Dorcas, która
z eliksirów mocna nie była. Gdy zabrzmiał dzwonek wszyscy nie wyłączając mnie
wyszli na korytarz, aby przygotować się emocjonalnie na drugą godzinę
eliksirów. Właśnie rozmawiałam z koleżankami gdy podbiegł do mnie Potter. Czego
on może chcieć?
- Evans! W sobotę punkt dziesiąta Hogsmeade! –
wydarł się na cały korytarz.
Zrobiłam się cała czerwona ze złości i wstydu.
Dziewczyny chichotały cicho. Czyżby napiły się eliksiru euforii? Dopiero teraz
uświadomiłam sobie, że nie mówiłam im nic o wczorajszym szlabanie. O jaka ja
jestem głupia. Teraz pewnie myślą, że wreszcie zmiękłam. Muszę to jakoś
odkręcić.
- Spadaj Potter! Nigdzie z tobą nie idę! –
krzyknęłam wściekła.
- Liczy się pierwsze słowo Evans – powiedział
tylko i odszedł.
- Lily, co to miało być? – spytała Elizabeth
nadal się śmiejąc.
- A co cię to obchodzi? – warknęłam i odeszłam
jak najdalej.
Nie będą się ze mnie śmiać, nie pozwolę na to. Zdziwione
dziewczyny stały tak przez kilka minut, aż wreszcie Sophie jako pierwsza
ogarnęła się i podeszła do mnie.
- Lily… - zaczęła ostrożnie. – Co się stało? Coś
nie tak? Mi możesz powiedzieć.
- Wszystko w porządku – powiedziałam. – Chociaż
nie! Nic nie jest w porządku.
Spojrzałam na nią. Stała i wpatrywała się we
mnie. Niczego nie wymuszała, po prostu czekała, aż sama zacznę mówić. Rozumiała
mnie. Jak mogłam wcześniej nie dostrzegać jak wspaniałą jest dziewczyną?
Uśmiechnęłam się blado.
- Sophie, zbyt długa opowieść – powiedziałam
tylko i ruszyłam w stronę sali.
Nie to, że nie chciałam jej powiedzieć. Po prostu
było za mało czasu. Obiecałam sobie, że Sophie będzie pierwszą osobą, której
opowiem historię ze szlabanu. Jak to jest, że Dorcas nie chce mi pomóc? Jako
przyjaciółka powinna podejść do mnie i siłą zmusić do mówienia. Tymczasem ona
stała zdziwiona i obrażona zarazem. No tak, zrozumiała, że moje słowa tyczyły
się ich wszystkich. Moje rozmyślania przerwał dzwonek na lekcje. Tym razem
wypróbowywaliśmy nasze eliksiry i omawialiśmy antidota. Po tej lekcji większość
z uczniów wyszła w wyśmienitych humorach, chichocząc.
***
Gdy około szesnastej byłam już wolna od razu
ruszyłam w stronę mojego dormitorium. Chciałam jak najszybciej odwalić
wszystkie prace domowe i mieć wolny wieczór. Oczywiście po drodze musiałam
natknąć się na tego napuszonego łba Pottera i jego wiernego pieska Blacka.
Skrzywiłam się.
- Co jest Evans? – usłyszałam zaczepny głos tego
pierwszego.
Wszystko wraca do normy. Westchnęłam. Było to po
części z ulgi, a częściowo ze zrezygnowania.
- Nic ci do tego Potter – powiedziałam tylko i
ruszyłam dalej.
Świetnie Lily! O to chodziło. Ignoruj go, a na to
spotkanie w Hogsmeade po prostu nie idź. Co ci szkodzi. Co niby takiego może
zrobić ci ten głupi Potter? Wtedy przypomniałam sobie zdarzenia z biblioteki.
„Weź się w garść Lilka, wtedy nie miałaś różdżki”. Z tą myślą weszłam do
dormitorium. Zabrałam wszystkie potrzebne mi rzeczy i zeszłam do pokoju
wspólnego. Na szczęście nie zastałam tam ani dziewczyn, ani Huncwotów. Bez
słowa zabrałam się za pisanie wypracowania z transmutacji.
***
- Jak sądzicie, co się stało Lilce?
- Nie wiem, Dorcas, ale to na pewno nic dobrego.
Coś musiało stać się na tym szlabanie. MUSIMY z nią pogadać.
- I tak nam nic nie powie, Sophie – powiedziała
ponuro Elizabeth.
Te trzy dziewczyny właśnie wracały z kolacji w
Wielkiej Sali. Wszystkie miały fatalny humor. Nie zdołali ich rozbawić nawet
Huncwoci żonglujący różnymi dziwnymi przedmiotami na środku korytarza. Na ten
widok skrzywiły się tylko i minęły ich bez słowa.
- A tym co się stało? – zapytał Łapa spoglądając
na nie ze zdziwieniem.
- A skąd mam to wiedzieć? – Rogacz wzruszył
obojętnie ramionami. – Może mają okres?
- Wszystkie trzy na raz? – Łapa spojrzał na niego
z przerażeniem.
***
Gdy przejście pod portretem Grubej Damy otworzyło
się, Lilka właśnie kończyła swoje wypracowanie na zaklęcia. Do Pokoju Wspólnego
weszły trzy Gryfonki z ponurymi minami. Jedna z nich, wysoka, blond włosa
piękność o błękitnych oczach rozglądała się po pomieszczeniu, jakby czegoś
szukając. Gdy jej wzrok spoczął na pewnej rudowłosej dziewczynie, uśmiechnęła się
lekko.
- Lily, hej Lily! – zawołała.
- Cześć Sophie – Lilka uśmiechnęła się do
dziewczyny.
- Możemy się przysiąść?
- Właściwie, to ja już idę, zmęczona jestem.
- No to idziemy z tobą! – Sophie wyraźnie się
ożywiła.
Wszystkie cztery ruszyły do dormitorium. Żadna z
nich nie powiedziała ani słowa. Gdy znalazły się w środku Sophie zamknęła
szybko za sobą drzwi na klucz i usiadła na łóżku.
- Czemu to zrobiłaś? – zapytała rudowłosa.
- Lilka, musimy pogadać – tym razem to Dorcas
zabrała głos.
- A o czym my możemy rozmawiać? – Lily
zdenerwowała się. – Może chcecie mi powiedzieć jakie to zabawne, że umówiłam
się z Potterem?!
- Nie, ale…
- Żadne ale! Nie mam zamiaru z wami o niczym
gadać! – z tymi słowami Lily ruszyła w stronę łazienki i zamknęła się w niej.
- A nie mówiłam? – Elizabeth zrobiła minę mówiącą
„na drugi raz się mnie słuchajcie”.
- Oj przymknij się – warknęła Sophie.
***
Następnego dnia obudziłam się w beznadziejnym
nastroju. Na szczęście dziewczyny jeszcze spały. Jak najciszej ubrałam się w
szkolne szaty i spakowałam do torby wszystkie potrzebne rzeczy. Spojrzałam na
zegarek. Było wpół do szóstej. Za wcześnie, by schodzić na śniadanie.
Postanowiłam, że udam się do PW. Gdy zeszłam, wydawało mi się, że jest pusto.
Podeszłam do kominka. Nie zauważyłam śpiącego w fotelu czarnowłosego chłopaka.
Usadowiłam się na dywanie i wpatrywałam w płomienie. Rozmyślałam nad ostatnimi
dniami. Zastanawiało mnie to, dlaczego ciągle mam takiego pecha. Westchnęłam
cicho. Jednak nawet to ciche westchnięcie wystarczyło, by chłopak, który
jeszcze przed pięcioma sekundami spał, teraz stał na nogach i gapił się na
mnie. Ale ja o niczym nie wiedziałam. Dalej wpatrywałam się bezmyślnie w ogień.
Z letargu wyrwał mnie dopiero głos:
- Cześć Lily, co robisz tutaj tak wcześnie?
Odwróciłam się. Za mną stał Potter i uśmiechał
się. Jednak nie był to jego zwykły, bezczelny uśmieszek. Był to najprawdziwszy
uśmiech, skierowany właśnie do mnie. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Przez
chwilę pomyślałam nawet, że mogłabym się w nim zakochać. Jednak szybko
odrzuciłam tę myśl. Postanowiłam, że spróbuję być dla niego miła. Także się
leciutko uśmiechnęłam.
- Cześć James – tak, zwróciłam się do niego po
imieniu. – A tak przyszłam posiedzieć.
James Potter jednak nie dosłyszał dalszej części
wypowiedzi, bo stał z szeroko otwartymi oczami i z niemałym szokiem wpatrywał
się w Lilkę.
- Co się tak patrzysz? Powiedziałam coś nie tak?
– naprawdę nie wiedziałam o co mu chodzi.
- N-n-nie, ale… - James nie mógł wydobyć z siebie
głosu.
Zrobiłam minę wyrażającą uprzejme wyczekiwanie.
- POWIEDZIAŁAŚ DO MNIE JAMES!!!! – wydarł się na
cały Pokój Wspólny. – LILY EVANS ZWRÓCIŁA SIĘ DO MNIE PO IMIENIU!
Do PW zaczęły schodzić tłumy zaspanych uczniów,
obudzonych krzykiem Pottera. Ja tylko stałam cała czerwona ze wstydu.
- To naprawdę straszne, jak my to przeżyjemy
Rogacz? – usłyszałam.
Na schodach wiodących do dormitorium chłopców
stał Syriusz Black i uśmiechał się bezczelnie.
- Ludzie! Robimy imprezę! – zaczął się drzeć. –
Ruda nazwała Rogacza Jamesem!
- Och, przymknij się – powiedziałam zezłoszczona.
- Co jest Ruda? Czyżby Rogaś kłamał? – zapytał.
- Ja nigdy nie kłamię – do rozmowy włączył się
Potter, już ze swym typowym uśmiechem.
- Obaj się przymknijcie! – krzyknęłam i wybiegłam
z PW.
A mogło być tak pięknie. Już myślałam, że Potter
się zmienił, ale nie, jak zwykle się pomyliłam. Stanęłam na środku korytarza.
Nie wiedziałam dokąd mam pójść. Nadal było zbyt wcześnie, żeby iść na
śniadanie. Po chwili namysłu postanowiłam, że udam się do sowiarni. Zawsze tam
chadzałam, gdy chciałam pomyśleć.
Sowiarnia, była to ogromna wieża pełna małych
okienek. Mimo, że był to walący się budynek, usłany ptasimi odchodami, miał w
sobie to coś, co mnie zawsze uspokajało.
Zresztą chyba nie tylko mnie. Często spotykałam tu na przykład Remusa
Lupina. Wieża stała na niemałym wzgórzu i aby się do niej dostać, trzeba było
wejść po stromych kamiennych schodkach. Wielu uznałoby, że jest to nużące i
męczące i po prostu wyręczyłoby się młodszymi uczniami. Nie rozumiem tego…
Nigdy jednak się nad tym dogłębnie nie zastanawiałam i chyba nie mam zamiaru.
Wreszcie stanęłam przed wejściem. Odetchnęłam
głęboko i od razu poczułam stęchły zapach wydobywający się z wnętrza budynku.
Niby nie było to nic miłego, wchodzić do śmierdzącego pomieszczenia, w którym
cała podłoga jest w kupie ptasiej i wszędzie walają się szczątki małych
zwierząt. Zawsze mnie dziwi, czemu to robię. Od razu nasuwa mi się słowo:
magia. No tak, ale co w tym magicznego? Ktoś zapewne odpowiedziałby: wszystko. I
miałby rację, w końcu sowiarnia, to też część Hogwartu, który jednak jest cały
magiczny. Poza tym, te wszystkie sowy. W mugolskim świecie nie do pomyślenia
jest to, żeby sowy przynosiły listy, ba, żeby były oswojone. Jednak mugole mają
po prostu ograniczony umysł. Takie jest moje zdanie. Doskonałym przykładem jest
moja siostra. Ciekawe, czy jeszcze chodzi z tym Varnonem, czy jak mu tam było…
Weszłam do środka i od razu skierowałam się w
stronę największego okna naprzeciw mnie. Dlaczego je tak lubiłam? Odpowiedź
jest prosta: tylko z tego okna
rozciągały się wspaniałe widoki na wzgórza i jezioro. W jego gładkiej tafli
odbijały się zielone jeszcze drzewa. Kocham piękno. Magia daje piękno. Kocham
magię…