piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział VII: Zmiany


Jesień minęła wraz z ostatnim pożółkłym, samotnym liściem, który oderwał się od nieruchomej gałęzi Wierzby Bijącej. Przez ten czas życie Lily zrobiło się znów spokojne, ba monotonne. Jednak dziewczyna nie narzekała na taki zwrot akcji. Miała spokój od Pottera i pech nie prześladował jej a każdym kroku. Wydawało jej się, że opuścił jej osobę raz na zawsze. Szkoda mi więc mówić, że myliła się i to bardzo. Przekonała się o tym w pewien sobotni poranek, gdy w Hogwarcie zaczęły pojawiać się pierwsze płatki śniegu.
Podczas śniadania, a dokładniej w momencie zawitania do zamku sowiej poczty, do Lily podleciała piękna, brązowa sowa. Nie trudno wyobrazić sobie zdziwienie dziewczyny. W końcu Lily, pochodziła z mugolskiej rodziny i wszystkie osoby, które kiedykolwiek mogły do niej pisać były razem z nią w Hogwarcie. Skąd więc przyleciała ta niczemu winna sowa? Evansówna wpatrywała się z otępieniem w ptaka, gorączkowo zastanawiając się, kto go wysłał. Nie przyszło jej do głowy, żeby spojrzeć na kopertę. Do porządku przywołała ją dopiero Dorcas, która zapytała się o autora listu. Lilka drżącymi z przejęcia i niepokoju rękoma odwiązała od nóżki sowy list, a ona natychmiast odleciała. Czując na sobie naglące spojrzenie przyjaciółki spojrzała na kopertę. Od razu rozpoznała charakter pisma mamy. Zrobiło jej się słabo. Jeśli mama zdecydowała się na coś takiego, jak sowia poczta, to musiało stać się coś naprawdę złego.
- Lily, wszystko w porządku? – panna Meadowes zrobiła zaniepokojoną minę.
Dziewczyna powoli pokiwała głową i w milczeniu wstała od stołu. Im bardziej zbliżała się do wyjścia z Wielkiej Sali, tym bardziej nogi odmawiały jej posłuszeństwa. W końcu zachwiała się i gdyby nie przechodzący akurat obok niej Remus, upadłaby.
- Co się stało Lily? – zapytał.
Bez słowa pokazała mu kopertę z listem. Zrobił zdziwioną minę, nie bardzo rozumiejąc co złego jest w nieotwartym jeszcze liście. Dziewczyna podała mu go i skinieniem głowy zachęciła do otwarcia. Niepewnie rozdarł kopertę i wyjął ze środka złożoną starannie kartkę. Przebiegł szybko wzrokiem przez tekst i zrobił minę, która nie wróżyła niczego dobrego.
- Nie ma dobrych wieści Lily – powiedział cicho.
Tego było dla dziewczyny za wiele. Zemdlała w ramionach chłopaka.
***
- Myślisz, że jak się obudzi, to damy jej poznać treść tego listu?
- Nie wiem, może poczekamy, aż sama o to poprosi.
Do podświadomości Lily zaczęły dobiegać głosy jej przyjaciół. Niepewnie otworzyła oczy i natychmiast je zamknęła, bo oślepiła ją porażająca biel. Co to mogło być?
- Lily?!
- Co się drzesz?! Tak, to jest Lily – głos należał chyba do Syriusza.
- Ale ona otworzyła oczy! Jestem pewna, że otworzyła oczy!
- Dorcas, bądź ciszej.
- Tak jest profesorze Lupin.
Wszyscy roześmiali się. Lilka ponownie podjęła próbę otworzenia oczu i tym razem szybko przyzwyczaiła się do bieli jaka ją otaczała.
- Liluś! – krzyknęła roześmiana Dorcas i rzuciła się przyjaciółce na szyję. – Jak dobrze cię znów widzieć!
- W porządku Lily? – zapytał rzeczowym tonem Remus uśmiechając się lekko.
- Tak, chyba tak.
W tym momencie ze swojego gabinetu wyszła pani Pomfrey i zaczęła przeganiać towarzystwo, mówiąc, że pacjentka potrzebuje spokoju. Wszyscy zgodnie jęknęli, ale posłuchali się pielęgniarki. Lily została sama, jednak natychmiast zajęła się nią pani Pomfrey, przysadzista, lecz sympatyczna kobieta. Wlewała ona różne eliksiry do ust dziewczynie, po których ona krzywiła się nieznacznie.
- Nie masz co się krzywić – pielęgniarka zrobiła poważną minę. – To wszystko dla twojego dobra.
- Wiem, ale…
- Żadne ale – przerwała jej w pół zdania pani Pomfrey.
- Ile już tu leżę? – spytała urażona Lily.
- Około tygodnia.
- C-cc-o?
- To co słyszysz. Straciłaś przytomność na pięć dni.
- A nauka, lekcje?
- To nie jest teraz najważniejsze – pielęgniarka zrobiła srogą minę. – Ach, właśnie, ten list…
Pani Pomfrey schyliła się i podniosła starannie złożoną kartkę. Lily przypomniała sobie co było powodem jej omdlenia i zaczęła niepokoić się na nowo. Pielęgniarka podała Lily list i oddaliła się. Dziewczyna niepewnie rozłożyła kartkę i zaczęła czytać.
Kochana córeczko!
Wiem, że to, co teraz przeczytasz nie będzie niczym przyjemnym. Jednak nie mogłam znieść myśli, że ty o niczym byś nie wiedziała. Proszę Cię, żebyś ze względu na wszystko nie podejmowała pochopnych decyzji. Myślę też, że w tej chwili powinnaś liczyć na pomoc przyjaciół. Nie chcę być niedelikatna… Zupełnie nie wiem jak ująć w słowa to, co mam Ci do powiedzenia…
W tym miejscu litery był dość nieczytelne, a gdzieniegdzie widoczne były ślady łez. Zrobiło jej się niewyobrażalnie przykro. Zbliżyła kartkę bliżej oczu i przeczytała kolejne dwa zdania:
Pod koniec listopada twój tata miał wypadek samochodowy. Uderzył w niego jakiś samochód, który prowadził pijany kierowca.
Lily nie chciała czytać dalej. Czuła, że to co zaraz przeczyta, będzie dla niej bolesnym ciosem. Do oczu napłynęły jej łzy. Domyśliła się dalszej części listu, chociaż miała cichą nadzieję, że to o czym pomyślała nie stało się. Nie chciała spojrzeć na tą kartkę. Chciała, żeby to wszystko okazało się złym snem, a nie szarą rzeczywistością. Zakryła twarz rękoma, lecz po chwili wzięła się w garść, przełknęła łzy i postanowiła, że dobrnie do końca listu. Spojrzała na kartkę. Wydawało jej się, że litery układają się w słowa: to jest twój koniec, Lily Evans.
Nie, chyba nie dam rady pisać dalej… Myślałam, że teraz po upływie dwóch tygodni uda mi się, że nie będę już tak roztrzęsiona jak wtedy, ale wspomnienia wróciły… Jakże żałuję, że Cię ze mną nie ma… Ty wiedziałabyś jak mnie pocieszyć, bo twoja siostra, cóż… Wcale mi nie pomaga… Ale proszę Cię, powstrzymaj złośliwe komentarze na jej temat. Ona już ma taki charakter i trzeba to uszanować…
Tak, Lily bardzo dobrze wiedziała, jaki niewdzięczny charakter ma jej siostra. A mimo to, poczuła złość. Cokolwiek się wydarzyło, nie miała prawa zostawiać mamy samej z problemem!
Lily, po wypadku tata trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Trudno to sobie wyobrazić, ale sprawca wypadku nie odniósł żadnych poważnych obrażeń… Mam nadzieję, że otrzyma bardzo surową karę…
Lekarze robili co mogli. Tata przeszedł kilka operacji, a mimo to…
… umarł.
Nie! To nie może być prawdą! Nie, nie i jeszcze raz nie! Po policzkach Lily spływały gorzkie łzy żalu. Paliły ją jak nigdy dotąd. Cały jej świat legł w gruzach. Dlaczego jej tata? Dlaczego to nie mógł być ktoś inny, tylko jej ojciec? Chciała krzyczeć, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Pod wpływem emocji przedarła list na pół. Nie chciała widzieć dowodu na to, że jej tata nie żyje. Nie miała ochoty czytać dalej. Bo po co? Co takiego pocieszającego może być w dalszej części listu? Może to, że cudownie zmartwychwstał? Na pewno nie.
Rozpaczanie i wewnętrzną walkę przerwało wejście pani Pomfrey, która widząc w jakim stanie jest dziewczyna szybko udała się do gabinetu i przyniosła stamtąd jakiś eliksir.
- Wypij to kochanie – powiedziała łagodnie podając jej płyn. – Nie martw, się wszystko będzie dobrze…
- Nic już nie będzie dobrze – powiedziała cicho Lily, ale przyjęła eliksir od pielęgniarki i wypiła go.
Od razu poczuła, że ma działanie uspokajające i usypiające.
- Eliksir słodkiego snu – odpowiedziała pielęgniarka na nieme pytanie dziewczyny.
Chwilę potem panna Evans smacznie spała…
***
Gdy kilka dni później Lily wyszła ze Skrzydła Szpitalnego unikała wszystkich wokół. Nie reagowała na błagania koleżanek, a nawet na prośby jej najlepszej przyjaciółki, żeby pozwoliła sobie pomóc. Zwyczajnie ignorowała je. Była jakby nieobecna duchem… Opuściła się w nauce, a upomnienia nauczycieli niewiele ją obchodziły. Czuła, że nie ma już po co żyć. Nie mogła już nawet uronić ani jednej łzy, bo przestała odczuwać jakiekolwiek emocje. Stała się jak roślina, która tylko śpi i je.
Mogłoby się wydawać, że już nic nie przywoła panny Evans do porządku, a jednak okazało się, że pewna osoba ma taką moc. O dziwo tą osobą był James Potter. Nie zrażało go milczenie Lily, ba nawet jeszcze bardziej zachęcało do działania. Dzięki swojej zaciętości już po upływie zaledwie tygodnia udało mu się dotrzeć do dziewczyny. Zaczęła regularnie jeść, nawet zaczęła rozmawiać z koleżankami. Mimo wszystko nadal czuła smutek. Potęgował się, gdy nie było przy niej Jamesa. Tylko on potrafił ją uspokoić, gdy płakała, pocieszyć, gdy była smutna. Nie czuła już dawnej niechęci do chłopaka. Stał się dla niej jak brat, a nawet kimś więcej. Ale nie potrafiła jeszcze nazwać uczuć, jakimi go darzyła…