piątek, 21 września 2012

Rozdział IV: Następstwa głupoty


Podczas gdy Lily rozpaczała w swoim dormitorium, w Wielkiej Sali panowało zamieszanie. Wielu uczniów wymieniało się głośno opiniami na temat zachowania panny Evans, co nie polepszało sytuacji. Nie pomagały upomnienia nauczycieli, a nawet wejście dyrektora. Wszyscy byli wstrząśnięci i przejęci zaistniałą sytuacją. Niby to nic takiego, zwykła kłótnia chłopaka z dziewczyną, ale ludzie doskonale wiedzieli, że James Potter próbuje umówić się z Lily Evans już od pierwszej klasy. Nic więc dziwnego, że doznali szoku słysząc jak chłopak wytyka swojej miłości wady i upokarza ją przed całą szkołą. Sam główny obgadywany czuł się głupio. Zastanawiał się co w niego wstąpiło. Był przecież przyzwyczajony do wybuchów Evansówny, jednak tym razem nie zdołał utrzymać swoich emocji na wodzy. Mimo, że na początku to ona go upokorzyła, Rogacz jako Huncwot umiał z tego wszystkiego wyjść z twarzą, za to Lily… Cóż, ją można porównać do małego dziecka, które zawsze szuka wsparcia u swoich rodziców. Tym razem nikt jej nie pomógł. Dorcas, trochę na nią obrażona i zdziwiona zarazem nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Elizabeth i Sophie, jej koleżanki z dormitorium też nic nie mówiły. Żadnego wsparcia, żadnej pomocy, nic. Zastanawiał się, czy nie powinien wyjść teraz i jej poszukać, przecież nie wiadomo co może sobie zrobić, ale widząc spojrzenie profesor McGonagall wolał pozostać na miejscu. Rozejrzał się. Wszystkie pary oczu spoglądały to na niego, to na nauczycieli. Popatrzył na przyjaciół. Wszyscy nie wyłączając Petera, kręcili z niedowierzeniem głowami. No to pięknie. Teraz jeszcze jego najlepsi kumple są na niego źli. W tym momencie poczuł przemożną ochotę wyjść z Wielkiej Sali i więcej do niej nie wracać. Do porządku przywołał go głos Dumbledore’a, który o dziwo krzyknął.
- CISZA!!! – po sali rozległ się tubalny krzyk. – Niech wszyscy uciszą się i zajmą swoje miejsca.
Zrobiło się zamieszanie. Część uczniów próbowało jak najszybciej zająć swoje miejsce przy jednym z czterech stołów. Dyrektor ze spokojem czekał aż wszyscy usiądą, a następnie powiedział:
- Zanim pójdziecie do swoich dormitoriów chciałbym ogłosić jeszcze parę spraw – Dumbledore jak gdyby nigdy nic powiedział swoją podstawową mowę powitalną. – Na początku pragnę poinformować nowych uczniów i przypomnieć kilku starszym, że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony i będzie karany szlabanem. Pan Filch prosił, bym przypomniał wam o konsekwencjach łamania regulaminu. Na drzwiach jego gabinetu wisi regulamin. – Huncwoci zgodnie jęknęli. – A teraz to wszystko. Dobranoc!
Wszyscy zaczęli się podnosić i zmierzać do swoich pokoi wspólnych. Gdzieniegdzie dało się słyszeć narzekania na zmęczenie, a przy drzwiach charakterystyczny głos prefektów: „Pierwszoroczni, za mną!”. James spojrzał w tamtym kierunku. Nie dostrzegł burzy rudych włosów, co teoretycznie nie było dziwne, a jednak zasmuciło go. W tym momencie zapiekł go policzek, w który uderzyła go Lily. Automatycznie powróciła do niego cała złość i wściekły, a zarazem przybity wyszedł z Wielkiej Sali, potrącając po drodze uczniów. Poszedł prosto do swojego dormitorium i zaszył się w nim. Zaczął rozmyślać. Niby kochał Lily i w ogóle, ale jaki to miało sens? Ona nie odwzajemniała jego uczuć, a wręcz czuła do niego zupełne przeciwieństwo miłości. Chciał by go chociaż polubiła, nie wymagał niczego więcej. Rozmyślał tak jeszcze chwilę, lecz przerwał gdy drzwi od dormitorium otworzyły się.
- Rogacz? – dobiegł go głos Syriusza. – Śpisz?
Cisza. Nie chciał mu odpowiadać. W tym momencie pragnął pozostać sam na sam ze swoimi myślami.
- Stary, daj spokój. Przecież jestem twoim najlepszym przyjacielem. Odezwij się chociaż. – Łapa nie dawał za wygraną.
Nic. Żadnej reakcji. Syriusz intensywnie wpatrywał się w czerwone zasłony łóżka przyjaciela. Chciał go pocieszyć, pomóc mu w jakiś sposób, lecz jeśli on nie zacznie współpracować jego chęci legną w gruzach.
- Rogacz do cholery! – nie wytrzymał. Wkurzył się. – Przestań się użalać nad sobą i powiedz o co chodzi!
- O nic! – nareszcie jakaś reakcja, szkoda tylko, że najmniej wyczekiwana. – Daj mi święty spokój!
- Zaczynasz gadać jak Lilka. Rzeczywiście jesteście sobie przeznaczeni. – zirytowany Syriusz podszedł do łóżka Jamesa i rozsunął zasłony. – No i co tak siedzisz? – zapytał.
- A co mam robić? – spytał zrezygnowany James. – Teraz Lily na pewno mi nie wybaczy – spojrzał na Łapę. Stał i patrzył się na niego marszcząc czoło.
- Mam pomysł! – wykrzyknął. – Musimy tylko znaleźć Lunia i Glizdka.
Długo nie musieli zastanawiać się gdzie są, bo jakieś pięć minut później drzwi od dormitorium ponownie się otworzyły i stanęli w nich pozostali Huncwoci.
***
- Lilka! – usłyszałam czyjś głos. Zastanawiałam się do kogo może należeć. Byłam w tak ciężkim stanie psychicznym, że nie rozpoznałam go. Wydawało mi się, że należy do mojej przyjaciółki Dorcas, ale nie byłam co do tego przekonana. – Lilka! Czemu nie odpowiadasz?!
Nie pomyliłam się. Teraz byłam na sto procent pewna, że właścicielką owego głosu jest panna Meadowes.
- A co niby mam mówić? – spytałam ponurym głosem.
- Cokolwiek! Nie wiem, może powiedz czemu wybiegłaś z Wielkiej Sali?
- A co miałam zrobić? – zapytałam jeszcze bardziej ponuro.
- Zostać! – odpowiedziała mało inteligentnie.
- Zostać?! Dorcas czyś ty oszalała?! – podniosłam się gwałtownie w efekcie czego spadłam z łóżka. Pięknie, jakbym nie miała dzisiaj tych wszystkich wpadek.
- Lily! Nic ci nie jest? – Dorcas zaniepokoiła się.
- Ała – jęknęłam tylko.
Przyjaciółka podeszła do mnie i posadziła mnie z powrotem na łóżko. Przyjrzała mi się. Musiałam wyglądać strasznie.
- Lilka! Wyglądasz strasznie! – moje myśli zostały potwierdzone po upływie zaledwie sekundy. Cudownie po prostu.
- Dzięki. Pocieszyłaś mnie – powiedziałam ironicznie.
- Oj sorry, po prostu nie codziennie widzę cię z zapłakaną twarzą.
- Taak. Kiedyś musi nadejść ta smutna chwila – westchnęłam.
- Nie łam się! Świat się jeszcze nie skończył.
- Ale mój szacunek i reputacja wśród uczniów - tak – popatrzyłam na nią smutnym wzrokiem.
- Czym ty się przejmujesz? To tylko Potter! Przecież on cię nie obchodzi. – Dorcas spojrzała na mnie z powagą. Dziwne. Zawsze broniła Pottera, a teraz nagle zmieniła zdanie?
- Gdyby to był tylko Potter! Ten incydent widziała cała szkoła! – znowu łzy, palące łzy lecące mi po policzkach.
- Lila – szepnęła moja przyjaciółka i przytuliła mnie. – Nie płacz. Oni wszyscy szybko o tym zapomną zobaczysz.
- Dorcas, przepraszam – również szepnęłam.
- Za co? – spytała zdziwiona.
- Za to, że musisz mieć taką przyjaciółkę.
- Lilka! Przesadzasz! – Dor zdenerwowała się. Skąd takie pomysły?
Nie uzyskała odpowiedzi, bo Lily zwyczajnie spała. „Jak dziecko” pomyślała Dorcas i również położyła się spać z nadzieją, że jutro wszystko się ułoży.
***
Obudziły mnie pierwsze promienie wschodzącego słońca. Początkowo nie bardzo wiedziałam gdzie jestem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że znajduję się w Hogwarcie. Wstałam. Na palcach, tak aby nie obudzić pozostałych dziewczyn poszłam do łazienki. Gdy już się w niej znalazłam spojrzałam w lustro. Jęknęłam. Wyglądałam okropnie. Byłam blada, miałam czerwone oczy i widoczne jeszcze ślady łez. Oprócz tego moje rude włosy sterczały mi we wszystkie strony. Załamana rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Ciepła woda podziałała na mnie kojąco. Umyłam się, ubrałam i ponownie przyjrzałam swojemu odbiciu. Nie wyglądałam już tak strasznie, chociaż nadal byłam śmiertelnie blada. Z westchnieniem wysuszyłam mokre włosy i wyszłam z łazienki. O dziwo dziewczyny już nie spały.
- Lilka! – krzyknęły wszystkie zgodnie i uściskały mnie. – Jak dobrze cię widzieć!
- Jak to? Przecież wczoraj się widziałyśmy.
- Teoretycznie. W rzeczywistości wyglądało to tak, że byłaś nieobecna duchem – powiedziała Dorcas.
Przypomniałam sobie zdarzenia z wczorajszego dnia. Wielka Sala, Ceremonia Przydziału, głupi żart Huncwotów, Potter, kłótnia, upokorzenie i rozpacz. Skrzywiłam się. No tak, a myślałam, że jest tak pięknie. Cóż, postanowiłam o tym zapomnieć, ale czy będzie to możliwe? Jest tylko jedna możliwość, żeby się o tym przekonać – muszę zejść do WS na śniadanie. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Co prawda czekałam jeszcze na dziewczyny, ale szybko się uwinęły i wszystkie razem opuściłyśmy dormitorium. Po drodze nie spotkałyśmy nikogo, bo było jeszcze dość wcześnie. Zajęłyśmy swoje zwykłe miejsca przy stole Gryfonów. Kiedy miałam już nadzieję, że wszystko przebiegnie normalnie, do Wielkiej Sali wkroczył nie kto inny, tylko James Potter w towarzystwie nierozłącznych Huncwotów. Przymknęłam oczy, żeby na nich nie patrzeć, ale oni ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, zdawali się wcale mnie nie zauważać. Usiedli naprzeciwko nas i jak gdyby nigdy nic zajęli się rozmową i śniadaniem. Zdębiałam. Jak to możliwe? Nie ma żadnych wściekłych spojrzeń, wyrzutów, nic. Tylko cisza. To chyba było gorsze od awantury, ignorowanie człowieka. Zdenerwowana i zdziwiona zarazem próbowałam dokończyć śniadanie, ale całkowicie straciłam apetyt. Siedziałam tak i wpatrywałam w talerz, aż do porządku przywołał mnie głos Sophie.
- Lily, czemu nic nie jesz? – zapytała. – Przecież ty wczoraj nie byłaś na uczcie – zaczęła mi robić wyrzuty.
Nie zauważyłyśmy nawet, że w tym momencie podniósł głowę pewien czarnowłosy, rozczochrany chłopak o ciepłych, orzechowych oczach. Na wzmiankę o tym, że nic nie jem spojrzał na mnie, a przez jego twarz przemknął cień strachu.
***
„Boże, co ja zrobiłem” pomyślał James Potter, gdy zobaczył w jakim stanie jest Lily. Była blada z podpuchniętymi i zaczerwienionymi oczami, w których nie było tych cudownych wesołych iskierek. W tej chwili chciał do niej podejść, przytulić ją i przeprosić za wszystko. Wiedział jednak, że nie może tego zrobić, poza tym miał już plan. Według niego doskonały. Z tego co zauważył zaczął działać, co oznacza, że on, James Potter, nie jest tak zupełnie obojętny Lilce. Siedział jeszcze tak przez chwilę, ale został brutalnie przywrócony na ziemię, przez profesor McGonagall, która rozdawała plany. Spojrzał na swój. Nie jest źle. Godzina zaklęć, potem dwie godziny transmutacji, przerwa na obiad, zielarstwo i historia magii. Żadnych eliksirów. Przyjrzał się pozostałym dniom. Jednak nie jest tak różowo. Wtorek i dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami. Skrzywił się. Nie uszło to uwadze McGonagall, która spojrzał na niego surowo, zapewne myśląc, że niezadowolony jest z dwóch godzin transmutacji.
- Potter, o siódmej w moim gabinecie – spojrzał na nią zdziwiony. – Szlaban wyznaczony przez Dumbledore’a – wyjaśniła i odeszła.
***
Wzięłam swój nowy plan zajęć i przyjrzałam mu się. Musiałam stwierdzić, że w tym roku jest wyjątkowo dobry. Uśmiechnęłam się lekko. Moja euforia nie trwała jednak długo.
- Panno Evans, punkt siódma w moim gabinecie – powiedziała.
Zdziwiłam się. Co takiego zrobiłam?
- Nie myślała chyba pani, że zaniedbanie przez panią obowiązków prefekta obejdzie się bez kary? – spytała McGonagall.
Więc o to chodziło. Odetchnęłam z ulgą.
- Oczywiście pani profesor, postaram się nie spóźnić. – powiedziałam, a nauczycielka odeszła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz